Blackmores Sydney Running Festival – mój pierwszy półmaraton!

Jest! Zdobyłam medal, który dużo dla mnie znaczy.

Zorganizowany bieg na 21 km to było moje marzenie od kilku lat. W zeszłym roku byłam zapisana na PZU Warszawski Maraton, ale miesiąc przed miałam poważną kontuzję i nie było mowy o biegu (wtedy uczyłam się jak leżeć, żeby spać bez bólu). Musiałam poczekać rok, ale nagrodą za to zdecydowanie była trasa biegu! Początek trasy prowadził przez Sydney Harbour Bridge z metą pod Sydney Opera House. Dla mnie mega, nie mogłabym sobie lepiej wymarzyć! 😊

Tym razem trochę się uparłam, że pobiegnę, chociaż nie byłam przygotowana technicznie. To też z takim luźnym nastawieniem. Dałam sobie przyzwolenie, że jak nie dam rady to będę szła, czas nie był istotny.

Ostatecznie przez całą trasę biegłam i jestem z siebie ogromnie dumna. Czułam, że jak się zatrzymam to już nie dam rady wrócić do biegu. Najtrudniejsze były ostatnie 3 km… Miałam wrażenie, że absolutnie nie mam już siły. Po przebiegnięciu tak długiego dystansu, kiedy wiesz, że do mety jest tak blisko motywacja jest, jak stąd do księżyca! Ale ciało błaga – „zatrzymaj się!”. Przynajmniej ja tak miałam.

2 godziny i 43 minuty od startu przekroczyłam linię mety. Radość, wzruszenie i potworny ból nóg 😀 Nie mogłam normalnie chodzić przez kolejne 3 dni, ale bez wątpienia bym to powtórzyła!

Mieszkałam przez kilka miesięcy w Londynie, przez rok na Malcie, a teraz jestem w Australii. Piszę do Ciebie ze słonecznej Sydney o życiu, o tym kraju, o podróżach i przemyśleniach emigranta. Serdecznie Cię zapraszam do odkrywania świata ze mną!

Zostaw swój komentarz, wymieńmy się myślami! Możesz także podzielić się tym wpisem z innymi!!

Leave a Reply