Co można zobaczyć na Fraser Island i dlaczego trzeba tam pojechać?

Wiele słyszałam o tym miejscu. Fraser Island to największa piaskowa wyspa na świecie – 98% podłoża to piasek, pozostałe 2% skały. To niesamowite, bo na tej piaskowej ziemi wyrosła bujna roślinność i ogromne drzewa. Wyspa znajduje się około 200 km na północ od Brisbane, w stanie Queensland. Można więc przylecieć samolotem do Brisbane lub Sunshine Coast i ruszyć dalej drogą lądową.

Wyspa ma długość 120 km, w najszerszym punkcie ma 25km. Jak zajrzycie na mapę, to od razu widać, że jest praktycznie cała pokryta zielenią, a linia piasku jest po jej prawej stronie. To jest piaskowa „autostrada” do poruszania się po wyspie. Jeśli chcemy się udać w jej poszczególne części to co jakiś czas są przygotowane drogi prowadzące w głąb wyspy. Na wyspie mieszka niewielka ilość ludzi (około 200 mieszkańców), jest kilka kompleksów dla turystów oraz miejsca przeznaczone na kamping.

Jak się dostać na wyspę?

Aby dostać się na wyspę należy skorzystać z promu, który regularnie kursuje z Rainbow Beach. Należy mieć samochód terenowy z napędem na 4 koła. Poruszanie się non stop po piaszczystym terenie wymaga odpowiedniego przygotowania. Oprócz auta ludzie zaopatrują się w sprzęt ułatwiający trakcję (po ang. traction aids), liny oraz łopatę. Należy pamiętać, aby spuścić nieco powietrze z opon. Trzeba także wiedzieć, jak jeździć (np. najczęściej trzeba jechać dość szybko, inaczej grozi to utknięciem) oraz kiedy (przypływ może odciąć możliwość przejazdu po plaży). My byliśmy świadkiem, gdy samochód przed nami utknął – to duży problem, bo wszędzie prowadzi jedna droga, zatem totalnie blokuje wszystkie auta za sobą. Warto zatem mierzyć siły i możliwości na zamiary..

Druga opcja to wykupienie zorganizowanej wycieczki. Zdecydowaliśmy się na tę opcję, ponieważ ma wiele plusów. Nie trzeba wynajmować odpowiedniego auta i martwić się o ewentualne problemy na trasie. Jest zapewniony nocleg i wyżywienie (brak konieczności sprzętu do kampingu, jak namiot, sprzęt kuchenny, etc.). Grupą opiekuje się przewodnik, który dużo opowiada o miejscach i historii wyspy. W krótkim czasie można zobaczyć stosunkowo wiele ciekawych miejsc. Myślę, że osobie nieznającej terenu po prostu tak dobrze nie pójdzie.

Koszt takiej wycieczki jest duży, jednak jeśli nie ma się swojego auta oraz sprzętu wypożyczenie go będzie również nietanie. My korzystaliśmy z firmy Adventure Free, wykupując 2-dniową wycieczkę. Koszt to $800 dla dwóch osób. Oto link do ich strony:

https://www.adventurefree.com.au/top-destinations/fraser-island-tours/two-day-tours

W cenie jest odbiór z lądu i dowóz na wyspę, opieka przewodnika, nocleg, pożywienie (wszystkie posiłki + przekąski, kawa). Poruszaliśmy się dużym autokarem, codziennie jadąc w kilka miejsc. Praktycznie w każdym miejscu był czas wolny, można było skorzystać z kąpieli, poopalać się na słońcu.

Miejsca do zobaczenia na wyspie

Podczas 2-dniowej wycieczki faktycznie udało się zobaczyć całkiem sporo. Chyba wszystkie główne atrakcje wyspy, chociaż wiem, że spokojnie można spędzić tam więcej czasu. Można też pojechać na jeden dzień, uważam że też warto, jeśli kogoś ogranicza czas lub fundusze.

Jezioro McKanzie jest położone 169 m n.p.m. Jego woda jest niezwykle przeźroczysta, a piasek dookoła biały – to krzemionka. Nie żyją tut żadne ryby. Wyspa jest bogata w jeziora, których jest tu 100, a część z nich jest naprawdę spektakularna.

Pille Valley. Na wyspie deszcz pada przez około 200 dni w roku. Jest tu wiele drzew, mają nawet do 800 lat, osiągają wysokość do 50 metrów i tworzą tutejszy las deszczowy. Wyspa bogata w drzewa – sosny była dostawcą drewna do budowy statków. Znajdował się na niej pociąg parowy, którym surowiec był transportowany. Niestety powodowało to wiele pożarów, więc pociąg w pewnym momencie został zastąpiony ciężarówkami. Obecnie wycinanie drzew się już nie odbywa.

Wanggoolba Creek. Jest tutaj miejsce na piknik i odpoczynek. Jest wyznaczona trasa, którą bez problemu można przejść, jest naprawdę piękna. Woda tam jest tak czysta, ponieważ gdy pada to podłoże z piasku działa jak naturalny filtr.

Wydmy Hammerstone Sandblow prowadzą do jeziora Wabby. Jezioro to ma zielonawy kolor i co na wyspie jest rzadkością jest domem dla kilkunastu gatunków ryb. Aby dostać się po jeziora trzeba zejść dość stromą ścianą piasku po wydmie.

Plaża po której się jeździ nazywa się 75 Mile Beach. Jest tutaj jakby autostradą i czasem nawet się zdarza, że policja prowadzi normalne kontrolę, tak jak w mieście. Prowadzi od samego południa do północy wyspy.

Cypel Indian Head jest miejsce wartym odwiedzenia. Rozciąga się stąd piękny widok na wyspę, jest także w okolicy punktu, gdzie można pływać – Champagne Pools. To naturalny basen oceaniczny stworzony przez skały wulkaniczne. To jedno z nielicznych miejsc na wyspie, gdzie można pływać w słonej wodzie. Bardzo tam ładnie, woda też oczywiście cieplejsza.

Wracając na południe wyspy plażą 75 Mile trzeba się zatrzymać przy wraku statku Maheno. Podczas I Wojny Światowej pełnił funkcję szpitala, należał do Nowej Zelandii. W 1935 r. podczas cyklonu utknął na wyspie Fraser i teraz jest kolejną atrakcją turystyczną.

Fajna zabawa jest w rejonie Eli Creek, gdzie woda z lasu deszczowego wpływa do oceanu. Nasz przewodnik rozdał nam dętki po oponach, na których mogliśmy pływać. To była nasza ostatni atrakcja drugiego dnia i nie było już czasu na spacerowanie w tych okolicach, ale można!

Lot samolotem

Tego zupełnie nie planowaliśmy! Firma oferująca loty małymi samolotami nad wyspą ma po prostu układ z przewodnikami, że wchodzą do autokaru i oferują przelot. Cena była w porządku jak na lot, jakoś $80 za osobę, Kerem miał tego dnia akurat urodziny, więc w ogóle się nie zastanawialiśmy. Super było zobaczyć wyspę z góry, udało się też wypatrzeć delfiny!

Zwierzęta

Na wsypie jest największe skupisko dingo – australijskiego przedstawiciela z rodziny psowatych. Można go nazwać dzikim psem, chociaż różni się od niego nieco inną budową czaski oraz nieumiejętnością szczekania. Potrafi za to wyć jak wilk. Dingo najczęściej żyją w stadzie. Co roku w miocie rodzi się do 10 młodych, ale tylko 2-3 z nich przeżywają.

Szacuje się, że na wyspie jest obecnie około 200-220 osobników. Są to zwierzęta dzikie i na każdym kroku można spotkać tablice informacyjne dotyczące zasad. Pod żadnym pozorem nie wolno dingo karmić, należy także bardzo dobrze zabezpieczyć jedzenie, aby zwierzęta nie próbowały się do niego dostać. Same świetnie sobie radzą polując na posumy, szczury oraz ryby. W przypadku spotkania z dingo należy zachować spokój, normlanie przejść obok, bez zbędnych gwałtownych ruchów. Zwierzęta są przyzwyczajone do widoku człowieka, który tutaj w żaden sposób nie ingeruje w ich życie (dotyczy to także pomocy zranionym zwierzętom – ich los pozostawia się naturze). Na wyspie obowiązuje całkowity zakaz posiadania psów – właśnie ze względu na ich dzikich krewnych.

Przewodnik mówił nam, że nie każdego dnia udaje mu się spotkać dingo. My mieliśmy to szczęście, że widzieliśmy je w trzech różnych miejscach i do tego raz z młodymi! Były w otoczeniu ludzi, trzymały się na dystans, ale nie wydawały się przerażone.

Na wyspie mieszkały także dzikie konie. Niestety niszczyły las tropikalny, więc władze w 1999 roku postanowiły przenieść je na ląd. Co ciekawe jedna z kamer, która służy do obserwowania dingo zarejestrowała w zeszłym roku jednego konia! Nikt z ludzi go nie spotkał.

Wyspy nie zamieszkują kangury, ponieważ nie ma tutaj trawy, którą się żywią. Można za to spotkać ich krewnego – wallaby. Nie ma tu również koali, mimo że są drzewa eukaliptusowe. Być może nie osiedliły się tutaj ze względu iż jest to wyspa oraz z powodu dingo, które z pewnością by im zagrażały.

Za to wyspa jest domem dla 19 gatunków wężów, z czego 14 z nich jest niebezpiecznych, w tym najgroźniejszy Taipan. Występuje właśnie w Australii, Indonezji oraz Papui- Nowej Gwinei. Spotkaliśmy jednego węża, ale bezpiecznie siedząc w samochodzie.

W wodach otaczających wyspę są delfiny, żółwie, płaszczki, a także rekiny. Co niezwykle ważne, należy pamiętać, że pływanie jest dostępne jedynie w niektórych miejscach. Woda jest niebezpieczna ze względu na zwierzęta oraz strukturę podłoża – trzeba uważać, bo idąc po płytkim nagle można wpaść na spadek nawet 7 metrowy. Na głównej plaży nie powinno się wchodzić w ogóle do wody. Przewodnik mówił nam np. że obserwując grupę ptaków latających można się spodziewać, że pływa tam rekin – on poluje na swoją ofiarę, a ryby czekają na „resztki”.

Frasier Island to po prostu sztos! Bardzo nam się tam podobało i choć to nie jest tania wycieczka, to jest warta swojej ceny. Natura jest tam niesamowita, dużo pięknych miejsc i psy dingo! 😀

Mieszkałam przez kilka miesięcy w Londynie, przez rok na Malcie, a teraz jestem w Australii. Piszę do Ciebie ze słonecznej Sydney o życiu, o tym kraju, o podróżach i przemyśleniach emigranta. Serdecznie Cię zapraszam do odkrywania świata ze mną!

Zostaw swój komentarz, wymieńmy się myślami! Możesz także podzielić się tym wpisem z innymi!!

Leave a Reply