Ile kosztują marzenia?

kobieta nad morzem

Na pewno są setki powodów, dlaczego ludzie opuszczają rodzinny kraj. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że wszystkie z nich mieszczą się w jednej z dwóch kategorii – uciekamy przed czymś albo jedziemy do czegoś. Tak sobie myślę, że da się to różnie przedstawić, prawda? Można uciekać przed brakiem dobrze płatnej pracy albo wyjeżdżać po lepszy standard życia, uciekać przed monotonią i nudą albo jechać po przygody, uciekać przed zmianami politycznymi w kraju albo przenosić się po komfort psychiczny. Możesz ubrać to w słowa, jak zechcesz…

Wsiadając do samolotu na lotnisku w Warszawie zostawiłam bardzo wiele.

Z moją rodziną widywaliśmy się regularnie, praktycznie w każdym tygodniu. Ich twarze na ekranie skype wywołują mój uśmiech, ale nic przecież nie zastąpi siedzenia na jednej kanapie. Czas, który mija jest nie do odzyskania.

Spotkań z przyjaciółmi nie da się już zaplanować. W ostatnich latach i tak już się to trochę skomplikowało, bo porozrzucało nas po świecie i nie wszyscy mieszkają w Warszawie. Ale jednak z warszawiakami kwestia prosta, a i bilet na weekend w Europie da się kupić w miarę łatwo.

Miałam dobrą pracę, którą lubiłam i która przynosiła satysfakcję. Mogłam rozwijać się zawodowo i czuć stabilnie finansowo.

Moje mieszkanie, które było moim domem. Domownicy. Brat, z którym je dzieliłam. Dwa futrzaki na czterech łapach, które zawsze witały mnie przy drzwiach.

Chciałam odkrywać świat, poznawać ludzi z różnych krajów, o rożnych spojrzeniach na życie. Uczyć się o nich, od nich, uczyć się o sobie. Chciałam mieć ciepłe promienie słońca przez cały rok, i dostęp do turkusowego morza.

Każde marzenie ma swoją cenę, którą trzeba za nie zapłacić. Niespełnione marzenie też ma swoją cenę, nie jest ona mniejsza. Każdy z nas decyduje, którego z wyborów konsekwencje będzie ponosić.

Decyzja o wyjeździe przyszła mi naturalnie. Czułam to całą sobą. Decyzja, że będzie to Australia wymagała trochę dłuższego przemyślenia i zaakceptowania konsekwencji wyjazdu tak daleko. Wiedziałam na co się piszę w kwestii odległości.

Pięć miesięcy to najdłuższy dla mnie czas bez odwiedzin w domu. I ja to odczuwam. Na ten moment nie mam szansy na urlop w Polsce, pozostają rozmowy przez internet.

P1030312-2

Australia jest moim obecnym domem. Miejscem dla mnie wciąż do odkrycia. Mieszanką kultur całego świata i ciekawych ludzi. Słonecznym kawałkiem ziemi, z turkusowym oceanem 😊

Na ten moment jestem we właściwym miejscu. Badam sprawę przedłużenia wizy, bo dopiero życie mi się tu rozkręciło, a chcę z niego skorzystać na maxa! Potrzebuję ‘kupić’ trochę czasu TUTAJ, żeby szczęśliwa wrócić TAM.

Mieszkałam przez kilka miesięcy w Londynie, przez rok na Malcie, a teraz jestem w Australii. Piszę do Ciebie ze słonecznej Sydney o życiu, o tym kraju, o podróżach i przemyśleniach emigranta. Serdecznie Cię zapraszam do odkrywania świata ze mną!

Zostaw swój komentarz, wymieńmy się myślami! Możesz także podzielić się tym wpisem z innymi!!

Leave a Reply