Powitanie Nowego Roku w Sydney

Koniec roku traktuję trochę bardziej na luzie. Jestem dla siebie bardziej przychylna i już się nie rozliczam z tego co mi się udało, a czego nie zrobiłam. I nauczyłam się, że nie powinnam niczego odkładać na „od nowego roku”. Dzisiaj bardziej słucham siebie i czas, który jest właściwy dla mnie jest dużo ważniejszy niż ten kalendarzowy.

Nie kupuję też nowej sukienki i mniej ważne jest dla mnie, gdzie spędzam tę noc. W tym, tzn.  już w zeszłym roku, zdecydowałam się obejrzeć pokaz fajerwerków przy Sydney Harbour. To duże wydarzenie tutaj, mnóstwo przygotowań i prawie $6 mln dolarów kosztu samych sztuczni ogni. Wygląda to niesamowicie…

Zanim jednak taki widok można zobaczyć, swoje trzeba przeżyć. W Sydney wyznaczono kilkanaście miejsc do oglądania show. Wstęp do części z nich był płatny (niewielka kwota ok $30), do części darmowy. Są ludzie, którzy przyjeżdżają rano, aby zająć najlepsze miejsce – przywożą namioty, materace, wypełnioną lodówkę turystyczną i planszówki. Każde miejsce ma limit osób, więc jak przyjdzie się zbyt późno, może okazać się, że już nie wpuszczają.

 

Ja z moją ekipą pojawiłam się po 15:00 i było już sporo ludzi. Czekanie jest nudne, trzeba się zaopatrzyć w dobre towarzystwo, książkę, czy tableta z filmami. Nikt chyba tego nie przewidział, ale o 19:00 zaskoczył nas deszcz… właściwie to ulewa, grzmoty. Nastąpiła zbiorowa ewakuacja i wiele osób podejrzewam wróciło do domu. Szczęściarze, jak my, schroniliśmy się pod „plandeką” u jakiejś rodziny i gdy deszcz trochę ustał przenieśliśmy się do pobliskiego baru.

Nawet to wyszło nie najgorzej, bo był band grający na żywo. Trochę się pobawiliśmy i wróciliśmy przed 23:00 na pokaz fajerwerków. A razem z nami tysiące innych ludzi. Przestrzeń wypełniała się w każdej minucie i tuż przed północą człowiek stał przy człowieku.

Show trwał 14 minut i tak, był mega. Myślę, że to coś, co warto zobaczyć na żywo chociaż raz. To było na mojej australijskiej bucket list. Myślę, że kolejny raz nie chciałabym już koczować tak długo, ale w tym roku to zdecydowanie było moje miejsce!

W tym roku życzę Ci pięknych chwil i odkryć – w życiu i w sobie. Cudownego czasu z ludźmi, przy których zapomina się o czasie. Czasu dla siebie i z sobą, bo ta relacja jest tak samo ważna, jak te które budujemy z innymi. Pięknego roku!

Mieszkałam przez kilka miesięcy w Londynie, przez rok na Malcie, a teraz jestem w Australii. Piszę do Ciebie ze słonecznej Sydney o życiu, o tym kraju, o podróżach i przemyśleniach emigranta. Serdecznie Cię zapraszam do odkrywania świata ze mną!

Zostaw swój komentarz, wymieńmy się myślami! Możesz także podzielić się tym wpisem z innymi!!

Leave a Reply